Najpierw wysprzątałam apartament. Dwie pralki prania schną. A po przeglądzie lodówki, kolejną część dnia spędziłam w kuchni. Dużo jedzenia, nic konkretnego, wszystkiego po troszku i po kawałku. I wszystko nie może czekać na zjedzenie.
No więc, z mojej lodówki wyszła mi dziś pizza. Przepis jest prosty: 2 gotowe spody ( bo po kilku nieudanych próbach robienia ciasta z suchych drożdży już nie ryzykuję) sos pomidorowy. I reszta, to co miała lodówka: kilka plasterków salami, 4 rodzaje sera, oliwki, papryka, por, pieczarki. No i kilka papryczek z wczorajszego obiadu. Gotowe!
I ta resztkowa pizza była przepyszna. Zwłaszcza, że zjedzona po wyszlifowaniu lustra.
Razem z wrzucaniem kolejnych resztek na pizze, robiłam obiad na jutro. Leczo, stoi gotowe i przegryza się. Każdy z nas wie, że leczo tak jak bigos, najlepsze jest na drugi dzień.
Ach, zapomniałam jeszcze o rosołku, który również się gotował w tym samym czasie dla mojej córeczki.
Wracając do lustra. Zdążyłam w końcu usiąść z myślą, gdzie są moje szczęścia, bo nie wiem czy już grzać piekarnik, jak zadzwonił telefon. Maż był w nowym apartamencie i chciał bym przyszła zobaczyć szlifierkę. Jak zaczęłam szlifować, to tak mi się zabawa spodobała, że nie mogłam skończyć.
Lustro jest już oczyszczone i czeka na pomalowanie.
To był pracowity dzień. A jutro się zapowiada bardzo ekscytująco. Już nie mogę się doczekać, aż będę malować lustro. Chyba jestem nienormalna. Faceci stukają się w głowę, mówiąc że to strasznie dużo roboty i że taniej kupić nowe. A ja jestem podekscytowana, że mogę coś przemienić. I. że w domu będą elementy przetworzone przeze mnie.
Na pewno mam nie po kolei ... , bo niejedna osoba mając pod nosem basen i słońce wolałby leżeć na leżaku, a nie wdychać pył opary i lako bejcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz