czwartek, 28 lutego 2013

KOLACJA

Ach, takie wybory szkolne to jeszcze przede mną. Jak na razie, nawet myślenie o przedszkolu mi nie grozi, bo córcia zostanie przez kolejny rok, w tym którym jest.
Dziś mam inny dylemat. Zrobić jeszcze jedną miętę czy iść spać? Wczoraj zarwałam nockę, a dziś się obżarłam. Ale muszę powiedzieć, że przedwyjazdowy obiad dla kolegi wyszedł pysznościowy. Wszyscy objedliśmy się jak bąki. Na konie było nawet ciasto.

PAPAS ARRUGADAS
 DORADA

PIMIENTOS DE PADRON

Przepis:
http://www.blogger.com/blogger.g?blogID=8089213519090193166#editor/target=post;postID=2250087710574872994

No i na deser sernik. Już od jakiegoś czasu miałam chęć na sernik. Nieraz pomagałam mamie przy świątecznym serniku, ale nigdy nie robiłam go sama. Moja mama robi go rzadko, bo to dużo roboty. A ja do tego wszystkiego ani makutry, ani pałki. No ale największym problemem był ser, bo nawet budyń w zapasach z Polski znalazłam. Budyń był truskawkowy, ale to mi nie przeszkadzało.
Kanaryjczycy mają różne pyszne sery. Niestety nie wytwarzają twarogu. Wczoraj w Lidl zakupiłam Quark, był strasznie wodnisty i z niedowierzaniem robiłam ten sernik. Wszystko było inne niż u mamy.
Ale kto nie ryzykuje ten nie ma!!
Sernik wyszedł pyszny. Myślę, że jutro będzie jeszcze lepszy bo ściągnie się jeszcze.
I jest bajecznie prosty i szybki.

SERNIK 
Przepis jest tutaj:
http://www.blogger.com/blogger.g?blogID=8089213519090193166#editor/target=post;postID=2615918891667131478

Gdzie do szkoły czyli zmora rodziców

No więc nadszedł czas kiedy trzeba zdecydować do jakiej szkoły posłać dziecko. No bo od września zerówka! Rany jak ten czas szybko zleciał - przecież mój synek był dopiero co taaaakiiii malutki!!
Jak ja zazdroszczę swoim rodzicom! Czy oni zastanawiali się nad czymś takim jak wybór szkoły? A po co. Przecież naturalnym było że dziecko pójdzie do najbliższej szkoły rejonowej a w klasie będzie miało połowę dzieci ze swojego podwórka. Zero stresu dla dziecka - no bo gdzie tu stres - przecież zmieniało się tylko miejsce spotkań z koleżankami i kolegami. Zero stresu dla rodzica - bo czym tu się stresować. Dziecko zna dzieci z którymi się będzie uczyło, w razie potrzeby sąsiadka z bloku obok zaprowadzi lub przyprowadzi a jak już będzie w drugiej klasie to samo sobie przyjdzie bo to przecież rzut beretem. Kto by myślał wozić kiedyś dziecko na drugi koniec miasta. A teraz?! Szkoda gadać. Dziecko jak tylko się urodzi zapisywane jest do szkoły najlepszej oczywiście. Ale nie wiadomo czy się dostanie bo przecież musi zdać testy kwalifikacyjne czy jest odpowiednio inteligentne. No i ważna rzeczy - co robią rodzice - wiadomo musi być jakiś zysk. Paranoja!! Dla mnie podstawa to szkoła ma być na tyle blisko domu żebym przez najbliższe 10 lat nie musiała za kierowcę robić i skończyć na etacie taksówkarza. Wiadomo są i inne kryteria ale nie dajmy się zwariować. Na pewno żadnych egzaminów wstępnych - jeszcze będzie miał w życiu nie jeden. Czy szkoła prywatna czy państwowa to i tak loteria bo wszystko zależy czy nauczyciel który weźmie pod skrzydło naszą pociechę będzie nauczycielem czy tylko kimś kto przyszedł odbębnić swój etat bo za to mu płacą. No a druga sprawa to my czyli rodzice bo jeśli myślimy że szkoła załatwi za nas kwestię nauki i wychowania naszego potomstwa to się grubo mylimy. Nadal cała odpowiedzialność spoczywa na nas i to od nas w dużej mierze zależy to na jakiego człowieka wyrośnie nasze dziecko. Szkoła to tylko kropla w morzu kształtowania młodego człowieka.

Tak tak powyższy wywód spowodowany był dzisiejszą wizytą w szkole do której być może pojdzie moje dziecko. I wbrew pozorom rozmowa z panią dyrektor zrobiła na mnie dobre wrażenie ale najważniejsze jest to że szkoła nie stawia na wyścig szczurów tylko na inne wartości. I to właśnie powoduje że może będzie dobrym wyborem. Bo czytać i liczyć to się dziecko wcześniej czy później nauczy. A możliwość kształtowania siebie w kierunku nie narzuconym przez kogoś to już inna historia

Dobranoc ja Skowronek idę spać a dla Ciebie Sowo zwalniam łącze nocne :)

p.s. poza tym to się pochorowałam i straciłam głos :( może dlatego tak się dziś na pisaniu skupiłam :) Pa

Tak się w nocy rozpisałam o tym gotowaniu, że dziś obudziłam się z nieodpartą ochotą zrobienia czegoś nowego i czegoś typowo hiszpańskiego.
W planie mam PAPAS ARRUGADAS, PIMIENTOS DE PADRON i DORADE, czyli ziemniaczki i papryczki kanaryjskie oraz miejscową rybę Dorada zapiekana w soli.
Zobaczymy co z tego wyjdzie?

KUCHARZENIE

Ach, ostatnio niezbyt często mam okazje relaksować się w kuchni. A raczej, to nie mam czasu na wrzucanie zdjęć. Myślałam, że poszaleję teraz, kiedy mamy gościa, ale okazuje się, że kolejka do kucharzenia jest jeszcze większa.
Ale nie narzekam. Jestem tą szczęściarą, której mąż gotuje i to bardzo smacznie. Jest specjalistą od naleśników i owoców morza. I zawsze, kiedy przyjeżdża, serwuje mi kilka romantycznych kolacji ze skorupiakami.


Przyjemność gotowania u nas w domu polega na tym, że nikt nie gotuje z przymusu. Pichci ten, kto ma pomysł i chęć.
Jeszcze na początku związku, kiedy zaczęliśmy razem mieszkać ustaliliśmy, że osoba która nie gotuje nie ma prawa szarogęszenia się i udzielania porad. Oceniamy efekt na talerzu. No i podział obowiązków: jedna osoba gotuje, druga zmywa.
Ja na początku musiałam często gryźć się w język, albo wręcz wychodzić do drugiego pokoju.
Na szczęście dziś jak mąż jest w kuchni ja kompletnie się wyłączam.
A do tego zmywania, to często ja zgłaszam się na ochotnika, bo wolę by mąż, zamiast stać przy zlewie, spędził czas z córeczką.

Moje ostatnie eksperymenty, to flaczki. Nie były to jednak normalne flaczki mięsne. Postanowiłam ugotować flaki z boczniaka. My z mężem uwielbiamy wszystkie warzywa, a kolega miał akurat dzień bezmięsny.
Dla wyjaśnienia, nikt z nas nie jest wegetarianinem. Kolega już dawno postanowił, że będzie miał w diecie na zmianę dzień mięsny i dzień bez mięsa. A u nas, z kolei obiad jest opatrzony etykietą " to co miała lodówka".

Dwa dni temu, w lodówce uśmiechały się do mnie boczniaczki.
Przepis jest tu: http://smakisowy.blogspot.com.es/2013/02/flaczki-z-boczniaka.html



środa, 27 lutego 2013

SEGWAY

Wczoraj nie było latania, wiec chłopacy postanowili dostarczyć sobie innego źródła adrenaliny. Segway- pojazd elektryczny XXI w.
Moja opinia. Dobrze jest spróbować, bo to coś nowego i innego. Jest to jakaś alternatywa w przyszłości i myślę że sam pomysł ma potencjał i duże możliwości, ale jak na razie urządzenie jest bardzo drogie.
Czy trudno na tym się  jeździ: NIE!  Żadna filozofia.
Osobiście uważam, że jako podręczny środek transportu, na przykład do prace i po małe zakupy, jest super . Jako sport się nie nadaje. Ja zmarzłam podczas 1h jazdy, bo na segway  oprócz stania w miejscu nic więcej się nie robi. Jako źródło adrenaliny się nie sprawdza. Jak to chłopacy powiedzieli: fajnie spróbować, ale generalnie nudy.
Tak wiec żaden fun, ale jako alternatywa transportu jedno osobowego w przyszłości może być.
I jednogłośnie  stwierdziliśmy,że wolimy zdecydowanie rowery!!!



Dziś z córeczką  zostałyśmy same. Chłopaki pojechali szukać latania na północnej części wyspy. Noc chcą przenocować w samochodzie na szczycie El Teide. A to tylko dlatego, że marzy im się latanie w kraterze wulkanu.
Ja życzę by im się udało i by cali wrócili z fantastycznym filmem.
My za to mogłyśmy odkurzyć niektóre zabawki. :)

DESZCZOWY DZIEŃ

Dziś córeczka z "zegarkiem w ręku" zrobiła pobudkę.
- "Rodzice trzeba wstawać. Dzień jest. Słonko świeci"
Na co ja,
-"chyba jest za wcześnie, bo słonka jeszcze nie ma"

Ale godzina była zwyczajna. Jedyne niezwyczajne zjawisko, to deszcz.
Tak, tak. Dziś jest pochmurnie i pada deszczyk. Na szczęście, w przeciwieństwie do Polski, nie ma wiatru.
Muszę powiedzieć, że mimo że słonko nie rozpromienia nam buzi, to deszcz nie wywołuje negatywnych uczuć. 
Nie będzie padał cały tydzień, nie wieje wiatr. I co dobre, umyje świat z pyłu, który pozostawia po sobie Kalima. Wszystkie kształty się wyostrzą. I znów się mocniej zazieleni. Zwłaszcza na szczycie El Teide się przyda. Tam zieleń musi się odbudować, po letnim pożaże.  

wtorek, 26 lutego 2013

Z jednym okiem ale udało się...

.... i skończyłam torebkę "szachownicę".  Udało mi się też w końcu ogarnąć i zgromadzić w jedno miejsce fotki większości moich prac powstałych w tym roku. Wrzucę je do Twórczej Mamy a może katalog Unico - czyli moja pasja moje hobby - się utworzy na dniach :) Ale to już nie dziś bo dziś moje znokautowane oko musi odpocząć.


Jutro mam zamiar ukończyć moją wyczekaną czarną róże. Nawet przed chwilką udało mi się przyfastrygować podszewkę. Choć najważniejsze skończyć narzutę dla synka ze spidermenem bo pyta i pyta. Ale jakoś po tym ostatnim pikowaniu tej narzuty co mi igła w paznokciu została to muszę jeszcze kilka dni odsapnąć. No i muszę zacząć pracować nad plecakiem dla pewnej małej dziewczynki która wyemigrowała daleko daleko do ciepłego kraju :)  I jeszcze motyla zaprojektować takiego pięknego czarno-niebieskiego - sama jestem ciekawa czy mi się uda.I jeszcze mama ma urodziny i córeczka no i też trzeba coś wymyślić - no mamie to wiadomo - torbę dostanie bo jej jeszcze nie obdarowałam :) ale córka to już trochę tych torebeczek ma, podusię patchworkową też więc muszę coś wykombinować. Mam już pewien pomysł - przenośna torba plastyczki czyli etui w którym zawsze będzie zeszyt i kredki - z zawartością oczywiście :) No i w hello kitty może bo mam taki fajny materiał :) Ciekawy okres twórczy się szykuje szkoda tylko że doba nie chce się wydłużyć.

A Ty byś w końcu coś pokazała "na talerzu" bo dawno się nie chwaliłaś jak tam kuchenne rewolucje :)

Jak to synek mnie urządził....

Dziś był dzień kiedy to spotkani przeze mnie ludzie przyglądali mi się ukradkiem. Niby nie patrzą a jednak oko zerka. A dlaczego to się ludzie tak przyglądali. A no dlatego:


Jak widać niezły mam obecnie makijaż :) I każdy z tych co się mi ukradkiem przyglądali zapewne zastanawiali się co się tej kobiecie stało, dlaczego ma spuchnięte oko w kolorze śliwki.
A historia jest banalna. Sprawcą obecnego stanu jest mój ukochany synek. Ale jak to że pięciolatek jest zdolny do czegoś takiego? A tam zaraz zdolny. Obudził się i chciał się przytulić. Przyszedł w środku nocy półprzytomny i postanowił się położyć cichaczem. No i z niezłym impetem chciał położyć głowę na jakiejś poduszce - tyle że zamiast na poduszkę z całej siły tyłem swojej czaszki przygrzmocił w mój biedny łuk brwiowy. Aż zobaczyłam gwiazdy - no ale w sumie był środek nocy :) A mi się tak gorąco w okolicy brwi zrobiło że myślałam że jeszcze szycie będzie trzeba zaliczyć. Na szczęście skończyło się tylko lub aż na śliwkowym cieniu do powiek :) Plus taki że jutro zapewne będzie w innym kolorze a za dwa dni w jeszcze innym a ja tylko na drugie oko muszę zbliżony kolor dobierać :) 
Ale najlepsze było rano.
Synek: Mamo czemu masz takie czerwone oko?
Ja: Nie pamiętasz jak się w nocy stuknęliśmy? A Ciebie głowa nie boli?
Synek: Mamo co Ty mówisz toć ja w nocy przecież spałem :)

poniedziałek, 25 lutego 2013

STAN ZASTANY

No to jak pisałam czeka mnie poważne zadanie. Decyzje, rozmowy, kompromisy. No i przede wszystkim działanie. Pierwszy ból kręgosłupa po, o ironio ,wniesie tylko dekoru już miałam. Na szczęście trwał tylko kilka dni i jakoś po maści przeszedł.
Zobaczymy jak będzie dalej.

Ogólnie myśleliśmy z mężem, że będzie gorzej. To znaczy, że do remontu będzie absolutnie wszystko.
Ale po wnikliwym oglądnięciu i przeanalizowaniu ustaliliśmy, że nie jest tak źle.

WIDOK MAMY FANTASTYCZNY.
SŁOŃCE NA TARASIE PRZEZ CAŁY DZIEŃ

" O rany ! Jaki widok! Już się nie mogę doczekać jak Was odwiedzimy "





" Ojej jaka malusia - jak Ty biedulko będziesz tam się wyżywać w kulinarnym szale twórczym? :) Ale znając Ciebie niedługo zobaczę zdjęcia pierwszych potraw z nowej kuchni :) "






INTENSYWNY WEEKEND

Weekend minął mi intensywnie. Jednym z głównych założeń była chęć polatania, ale  ja z córcią też skorzystałyśmy. Byłyśmy pierwszy raz na plaży w Puerto de la Cruze. I w końcu, po tylu miesiącach pobytu na wyspie, wybraliśmy się na wulkan El Teide.
Niestety często tak jest, że jak się mieszka to się nie ma czasu i zawsze coś jest ważniejszego. Zawsze mówi się: no przecież czas nas nie goni. Mamy to pod ręką.
A ludzie, którzy przyjeżdżają na chwilę chcą zobaczyć jak najwięcej w krótkim czasie.
W taki sposób udało mi się w końcu zobaczyć 2 nowe miejsca i spróbować Paelle.
Dziś wracamy do normalności. Dziecko do przedszkola, a ja na moje zajęcia.

niedziela, 24 lutego 2013

Mija rok....

.... a mi nadal czasem trudno w to uwierzyć. Czas tak szybko biegnie, tyle się dzieje a ona już w tym nie uczestniczy... Dziś noc zarwana bo jakoś spać nie mogłam. Może dlatego że dziś msza rocznicowa.... I wspomnienia wróciły... Smutny dzień jakiś...

piątek, 22 lutego 2013

Szybki dzień

Udało się zdążyłam :) Wczoraj koleżanka zadzwoniła że może ciasto urodzinowe nie w kolejny weekend a w ten. No to się musiałam pośpieszyć. Obiecałam że zrobię trzylatkowi poduszkę z jego ulubionym krecikiem. A tu jeszcze rano babcia zadzwoniła że przyjadą na weekend. Mówi że zadzoniła by wcześniej ale dziedek powiedzieł jej też dziś rano - faceci :) A na mazurach po prostu chwycił mróz i budowa "ma wolne" więc dziadek dziś i jutro luźniej i zdecydował - trzeba by odwiedzić wnuki :) I się porobiło. I prezent uszyć i zakupy zrobić żeby gości ugościć :) Ale się udało i wszystko ogarnęłam :) A oto efekt końcowy
Jestem z siebie dumna! Ale nie mogę doczekać się niedzieli - wiesz jak jest kto jak kto ale dziecko jest zawsze szczere. Ale jestem dobrej myśli :)




A tak wygląda zapakowany: Bo aż szkoda mi było w papier zawijać takie cudo :)


Po wizycie: podusia spodobała się smykowi :)

ZNOW TYLKO WE DWIE

Dzis bez polskich liter, bo z innego kompa.
No to znów mam corcie na wylacznosc. Meza tez mam, ale on od dzis ma kolege do latania, wiec samo przez sie rozumie sie, ze zostalysmy z corcia same. Corcia bedzie miala znow tate za 7 tyg.

Na szczesie mama jest zawsze, nawet jak ktos przyjezdza to mama nigdy nie jest zwoliona ze swoich zadan.
Taki nasz los i zarazem szczescie, poniewaz nigdy ani tata ani babcia nie jest tak dobry jak mama. Gdy lzy, gdy bol- ukojenie znajdujemy najwspanialsze wtuajac sie w mamine ramiona. I bicie jej serca przynosi nam ulge i spokoj.
Och nie raz maz mial zal ze jest dobry do wszystkiego, ale jak cos sie zlego dzieje to dziecko zawsze do mnie biegnie.
 Rozumie to, bo sam tez jako dziecko zawsze wybieral mame. Ale nie moze sie pogodzic z tym, ze nawet jak bedzie postokroc lepszym ojcem niz mama, to nigdy nie bedzie mial tego czegos, co wiaze razem dziecko z mama.

Wiem o czym mówisz. Ja tez mialam cudne dziecinstwo i mialam to szczesie, ze mama zawsze czekala z talezem goracej zupy, gdy wracalam ze szkoly. Nigdy nie musialam biegac z kuczem na szyji i poznawac urokow swietlicy.

Ciesze sie, ze zdecydowaam sie na urlop wychowawczy. To cudowne moc patrzec jak male dziecko poznaje swiat i moc poznawc oraz uczyc sie z nim. Nie byc pod presja czasu i z glowa pelna problemow zawodowych.
Teraz moj dzien jest dla coreczki i mama jest dla niej.
Ja mialam szczesliwe dziecinstwo. Na szczescie, nie powielam do konca schematu mojej mamy (przygotowywanie obiadu z 2 dan,  pedanterii w sprzataniu, praniu i prasowaniu) Ten czas wole poswiecic na spacer, zabawe i budowanie relacji z dzieckiem.

Postanowilam przejac maksyme mojej najukochanszej cioci. Kobieta ma juz 84 lata ale nada jest pelna zycia i mlodzienczej radosci. Zawsze mawia:
'kurz nie zajac, nie ucieknie. A zeby mnie nie denerwowal, to ide na spacer albo spotkac sie ze znajomymi'.
A nigdy nie widzialam zeby sie lepila z brudu
Jednym slowem trzeba zachowac zoty srodek i umiec cieszyc sie zyciem.

No tak budziki są niesamowite :) Mój budzik rano wyczuwa zapach świeżej kawy jak tylko ją zaleję :) Zawsze wstaję cichutko na paluszkach przemykam się do kuchni zaparzam kubek kawki i słyszę: MAMUSIUUUU :) No i zanim moja pociacha zejdzie koniecznie musi jeszcze wrócić po skarpetki potem musi dostać mleko i kiedy ja siadam do mojej wytęsknionej kawki to ona już dawno nie stoi koło napisu "gorąca". No ale niedługo bo za jakieś naaaaścieeee lat pójdą na studia a wtedy pij matko ciepłej kawki ile dusza zapragnie :)

A teraz jeszcze z innej beczki. Wczoraj jak odebrałam ich z przedszkola - po wczesniejszej długiej rozmowie z Panią co zrobić żeby ujarzmić mojego potworka- to dzieciaki jeszcze pozjeżdżały sobie z górki na jabłuszkach. A jak tak stałam i wiesz co-byłam przeszczęsliwa że jak to niektórzy ujmują "siędzę w domu". A wiesz czemu? Bo dzięki temu moje dzieci mają choć odrobinę szansy na beztroskie dzieciństwo takie jak my pamiętamy. Czyli nie lecę po dzieci o 17 lub 18 i nie poganiam szybko szybko bo zakupy trzeba i potem posprzatać i jeszcze inne. Tylko jadę do przedszkola po godzinie 15 zabieram dzieci i skoro mają ochotę pozwalam im zjeżdżać z tej górki ile chcą bez presji czasu. Przecież po to jest zima i śnieg żeby móc śmigać. I bardzo się ciesze że mogę robić to z nimi na co dzień a nie tylko w weekendy. I co z tego że wypadłam z rynku. Przez kilka lat robiłam czasem po 14 godzin potem opieka na dzieckiem, potem nad dwoma, do tego jedno rehabilitowane i jeszcze choroba.... Powiem Ci że od niedawna dopiero łapie oddech. Potrafię się zatrzymać, zwolnić i nie pędzić jak oszalała. I dobrze mi z tym. Teraz odkąd chodzą już razem do przedszkola ja po zrobieniu codziennych czynności w stylu zakupy pranie sprzątanie mam te 3 godzinki dziennie dla siebie kiedy mogę robić coś co sprawia że odpływam w inny świat.

Ojej zmykam bo gady gadu a trzeba się szykować do przedszkola :)

czwartek, 21 lutego 2013

DZIŚ NIE SOWA

Dziś sówka to ja raczej nie będę. Posiedzieć fajnie w nocy, bo cisza i spokój  Niestety prawie od trzech lat posiadam niezawodny, niezniszczalny budzik. Najskuteczniejszy jaki jest na świecie. I nie da się go wyłączyć.
- mamusiu dzień jest wstawaj. Bawić trzeba się. Otwórz oczy!
 I wtedy te małe piąstki po ostrzegawczym buziaku lodują mi w oczach

Widzę, że dzień miałyśmy podobny. U mnie też się pięknie zaczęło. Sprzątanie, maseczka. Radość z chwili bycia samej w domu.
A tu nagle telefon. Będziemy za 15 min. Szykuj się. Odbierzemy córcie, a potem musimy jechać do sklepu.
No i po moim dniu.

 Jedyne dobre to, że maż miał ochotę na krewetki. A to on jest fachowcem od owoców morza. Więc dziś w kuchni on się relaksował. A miał z czego :) Spędził 7h w sklepach- a jak większość facetów  chodzenie po sklepach traktuje jako kare.
Spadam spać, bo nosem rysuję już po klawiaturze. A jutro budzik nie będzie miał litości.

Poddasze artystyczne :)


A wiesz co ? Postanowiłam przejąć poddasze :) Mam już dość szycia na biureczku w sypialni. Może samo szycie mi tam aż tak nie przeszkadza jak ten ciągły bałagan artystyczny :) Wiesz jak jest. Zawsze robię raczej z doskoku czyli kończy się na tym że więcej czasu poświęcam na odgruzowywanie biurka i potem na odgruzowanie łóżka z tych wszystkich szmatek niż na szycie. A więc doszłam do wniosku że umowa na wynajem poddasza przez moje dzieci wygasła i nadeszła moja kolej hihihi.
A zresztą jak będą oponować to się jakoś wszyscy tam upchniemy czyli i moje maszyny i ich lalki, pociągi i inne dzikie węże :)
A dziś uszyłam takie etui
 No i widzisz szło mi całkiem dobrze. W środku podszeweczka w sówki. A jak przyszło co do czego to się okazało że zabrakło mi na "wejściu" jednego małego centymetra. No ale że to moje pierwsze etui w życiu no to cóz trodno trzeba zrobić drugie a to pozostanie mi na pamiątkę :) Wiem wiem zaraz powiesz że co ta sowa tak jakoś nie po środku. A więc już Ci mówię że tak jest bo pod spodem była jeszcze filcowa tabliczka z imieniem ale musiałam ją usunąć bo imię mi nie pasuje :) No i przyszyłam już nową sówkę i z tabliczką prezentuje się tak :) w sumie to ta druga nawet ładniejsza wyszła więc koleżanka powinna być zadowolona :)

Suma sumarum to jak wrócisz będziemy miały atelier i będziemy mogły się oddawać różnego rodzaju twórczości :)
I wiem wiem jak uszyję już to nowe i zrobię mu sesję to wrzucę to do Twórczej Mamy co by potem łatwiej było zlokalizować w przyszłości ;)
A teraz zwalniam już łącze :) Choć w sumie to przecież dopiero 22 się zbliża u Ciebie 21 więc chyba oszalałam myśląc że byś teraz zabierała się do pisania - Ty poczekasz tak do 2 w nocy :)
No i może i dwie sroki ale gatunki ptaków to reprezentujemy zupełnie inne: ja zdecydowanie skowronek a Tobie to bliżej to tego ptaszyska ze zdjęcia powyżej :) Pa

No właśnie....

.... pojechałaś tam daleko daleko do krainy słońca zostawiając mnie w tym zimnym kraju brrrr.
Nie można już wypić ani kawki ani winka i pogadać. Nie można razem tworzyć, malować, urządzać z naszymi dziewczynami sesji w plenerze... no ale nadrobimy niedługo :)
Więc szykuj się bo za dwa miesiące robimy nalot :)

NIE DAJMY SIĘ ZWARIOWAĆ

No cóż noce zarwane. Dni w biegu. Nowe zadanie przed żoną- dopilnować remont apartamentu. Nie pamiętam, kiedy miałam czas na naukę hiszpańskiego. A już na pewno nie miałam czasu dla siebie.

Dwa dni oglądaliśmy kafle. Na szczęście, wczoraj kafle na taras i do łazienki zostały kupione. Oczywiście drogą kompromisu.
 Uwielbiam facetów! Kochanie ty zdecyduj które, bo ja się na tym nie znam. A potem: ale te nie bo to , a tamte za bardzo świecące, tamte mi się nie podobają. Ja lubię jak jest faktura itd.
Ja miałam zdecydować? A kupiliśmy te kafle, które wybrał mąż.
No, ale generalnie są ładne. Te, które mi się podobały są za duże do małej łazienki. A że to nie mieszkanie na całe życie, zgodziłam się na mat.
To co wywalczyłam, to mój projekt. A miałam już za przeciwnika dwóch facetów. I to jednego starszego fachowca, który położył setki kafli i projektów łazienek .  Koniec końców aranżacja łazienki będzie taka jak ja chcę.
A od fachowca usłyszałam tylko:
- ta łazienka będzie wyglądała jak nie łazienka.
Ach u starych fachowców pokutuje schemat łazienkowego pudełka.

Jak to wyjdzie zobaczymy w kolejnym miesiącu.
Och ale jestem podekscytowana  Zadanie generalnie nie jest proste. Jak wyremontować apartament, by wyglądał dobrze i nowocześnie. Wykorzystać to, co zostało i nie ładować się w koszty. Mając jeszcze w założeniu, że będzie to apartament pod wynajem.

Nie mogę jednak dać się zwariować. Dziś zostałam w domu. A dla relaksu, bo czeka mnie jeszcze wiele decyzji do podjęcia, rzuciłam sobie na twarz błotko a na włosy żółtaczko z aloesem.

CZY WYJAZD NA TENERYFĘ TO WAKACJE?

Jakiś czas temu, po długich namysłach, będąc wieloletnią pracoholiczką i dwuletnią matką postanowiłam przyjąć propozycję męża i przezimować zimę na ciepłej Teneryfie.

Pomysł cudowny i szalony zarazem. Byłam pełna wątpliwości i strachu. Zostawić wszystko: rodzinę, przyjaciół, pracę? Pojechać do obcego kraju bez znajomości języka hiszpańskiego, z baaardzo kulawym angielskim i zostać sama z małym dzieckiem bez męża na cały miesiąc. Nie mając nikogo znajomego.
Czyste szaleństwo!!!!
Jako matka bałam się jeszcze bardziej.
Ale jako wariatka kieruję się w swoim życiu kilkoma zasadami. Dwie z nich
- wolę zrobić krok do przodu, niż dwa w tył
- strach ma wielkie oczy
No i jak się okazuje " nie taki diabeł straszny, jak go malują"

Decyzja o wyjeździe i spędzeniu  czasu, do czwartego roku życia z córeczką, była strzałem w dziesiątkę.
Ja spełniam swoje marzenie o mieszkaniu za granicą i najwspanialszej możliwości nauki języka hiszpańskiego. Mąż  cieszy się kite-surfingiem w chwilach wolnych od pracy.
 Urlop wychowawczy daje mi cudowną możliwość obserwacji najbardziej intensywnego okresu w życiu córeczki. Przy niej odkrywam też na nowo siebie, rozwijam pasje i wiele się uczę.

Ja mam wrażenie, że teraz przy poznawaniu  świata z dzieckiem, uczę się więcej niż w przeszłości jako uczeń.
Jak myślisz?

Z pracoholika zrobiłam się mamoholikiem i stwierdzam, że to cudowne uzależnienie. Mimo, że nie chodzę do pracy, jestem jeszcze częściej zmęczona i niewyspana.
Wyjazd ten zupełnie nie przypomina wakacji, ale nie narzekam. Jedyne na co narzekam, to na brak możliwości wymiany spostrzeżeń, zachwytów, zmartwień z osobami, które przeżywają to samo co ja.

Dzień dziecka jest pełen niespodzianek, zachwytów i pytań. Ale dzień matki trzeba podnieść do kwadratu.




POMYSŁ NA WSPÓLNY BLOG

Tak, tak pomysł na wspólnego bloga powstał z tego powodu, że dwie wariatki z głowami pełnymi marzeń i pomysłów, chwytające wiele "srok za ogony w jednym czasie" nie mają czasu pogadać.

Żony i .... żony. Na pewno jednak matki. Matki zwariowane na punkcie swoich dzieci, lecz nie tracące swoich marzeń i chęci samorealizacji.

Po przejściach większych i mniejszych. Nawzajem dające sobie wsparcie i posiadające wspólne marzenie na przyszłość.
Co z tego będzie? Teraz jeszcze nie wiemy, ale może w przyszłości cały świat zobaczy.