sobota, 30 marca 2013

A CO U NAS?

Wczoraj miałam ciężki dzień i najchętniej zostałabym w łóżku. Od kilku dni boli mnie gardło, dopadła mnie migrena i inne przyjemności. A do tego wszystkiego, moja córeczka, która wstawała o 8.30/ 9.00, postanowiła od kilku dni wstawać ok 7.
Na pytanie, dlaczego wstaje teraz o 7, skoro chodzi ziewająca i nie do końca wyspana, opowiedziała: bo jest jasno. A jak jej powiedziałam, że mamusia źle się czuje i najchętniej poszłaby spać stwierdziła: " mamusiu nie możesz spać. Jest dzień, ja nie śpię"
No właśnie i tu miała rację.
No i pewnie, kiedy będę mogła to zrobić, to bardzo będę chciała, by wczorajsza chwila wróciła.

Koniec końców, dzień był miły i pracowity. Zakończony słowami "fajny był dziś dzień mamusiu".
Ach uwielbiam, jak ona przytula się do mnie i zasypiając mówi właśnie tak. Ta chwila i słowa jest nieoceniona.

A co do niewyspania, to jedyne rozwiązanie jest takie, że ja muszę zacząć chodzić wcześniej spać.
A ja, jak zawsze zarywam nocki. Ostatnio na cudnych pogawędkach z Cioteczką, a teraz na nadrabianiu zaległości, powstałych z wcześniejszych zaległości. Ja to nigdy nie jestem na bieżąco. Jest zbyt wiele rzeczy, które chciałabym jeszcze zrobić i nie zawsze starcza mi na nie czasu.

Dziś, mimo kolejnej zarwanej nocki, czułam się o wiele lepiej. Po wczorajszym wspólnym sprzątaniu mieszkanka, dziś zabrałyśmy się z córeczką za ozdabianie naszego Easter Tree.
Od wstania słyszałam " mama bawić się trzeba, choć mamusiu do mnie" No i na pierwszy ogień poszły kreatywne flipsy.
Dziś córeczka zażyczyła sobie robaczki. Chciałam namówić ją na motylki, ale nie zmieniła zdania. Zostały robaczki. Jak już bawiłyśmy się, stwierdziłyśmy, że możemy zrobić ozdoby na Wielkanoc.
Tak powstały: kurczaczki do przyozdobienia rzeżuchy oraz kwiatki i robaczki (nie motylki) na nasze drzewko.
Jaja z papieru mache, były już pomalowane, podczas pobytu Cioci.

Kulinarnie nie szalejemy. W tym roku święta spędzamy tylko we dwie, więc dla nas stanowczo wystarczą tylko jajka. No i może jutro pobawimy się na słodko w kuchni. Ale to się zobaczy jutro.
A teraz muszę iść spać, bo już zaczynam rysować nosem klawiaturę.

czwartek, 28 marca 2013

CÓRECZKA

Córeczka jest radością mojego życia i nawet, jak dzień wydaje mi się kiepski, ona zawsze mnie rozśmieszy i rozczuli.
Już od jakiegoś czasu ma uciechę z zabawy nożyczkami. A teraz, kiedy idzie jej to znakomicie, to bawi się i ćwiczy przecinając słomki na małe kawałeczki. 2 słomki dziennie to standard.
Oczywiście, ma na swoim koncie już straty, ponieważ jakieś 3 miesiące temu pocięła na sobie getry i najładniejszą sukienkę.
Teraz, jak bierze nożyczki, słyszę tylko : nie będę cięła rzeczy, tylko papier.

Od dłuższego czasu ciągnie się również okres DLACZEGO?, CO TO?
Mi się ten czas bardo podoba. Zawsze mi się przypomina rozmowa ojca z małą dziewczynką w autobusie.
Dziewczynka zadawała pytania, a tata jej bardzo szczegółowo i mądrze odpowiadał. Nigdy jej nie zbył.
Jeszcze zanim pojawiła się nasz córeczka, w rozmowie z mężem, ustaliliśmy, że nie będziemy naszej córeczki zbywać powiedzeniem: nie wiem, bo tak....
Wtedy usłyszałam pytanie: a jeśli nie będę znał odpowiedzi?
Nikt z nas nie jest Eistainem, ale po coś w końcu mamy internet i książki.?!
Mój mąż, który nie należy do gaduł, ma ciężkie zadanie, ale radzi sobie znakomicie.

Kiedy zaczął się u nas czas pytań, ja stwierdziłam, że człowiek bez dziecka jest naprawdę ubogi. Jest ubogi również w wiedzę. Razem z córeczką zgłębiamy problem do podstaw. I pomimo, że dotarliśmy  do sedna. I to nie, do przysłowiowego jajka, ale komórki, z której to jajko powstało. na końcu zawszę słyszę: DLACZEGO?!
Takie zgłębianie problemu z dzieckiem nie jest proste i często musimy razem sięgnąć do źródeł, czyli w obecnych czasach, do dr. Google. Pozwala to jednak, również mi zgłębić i zrozumieć wiele rzeczy z otaczającego świata. A w miarę praktyki odpowiadanie na pytanie staje się łatwiejsze, a moja kreatywność rośnie. Teraz rozumiem, dlaczego mamy są takie mądre i pomysłowe.

Co do problematycznych pytań myślałam, że pojawią się później. Niestety moja córeczki, która skończyła 3 latka już zaczęła. Pytania ostatnich dni to: co to znaczy zabić? co to jest okres? co to jest nie żyć?

Z powiedzonek upodobała sobie: nie wygłupiaj się, mama gapa jesteś, koleś...

Dziecko jest jak gąbka- chłonie wszystko, a najszybciej to czego byśmy akurat nie chcieli. Ale nawet to z ust naszej pociechy to takie niewinne i śmieszne.


środa, 27 marca 2013

Życzenia

Ponieważ ja już zaczynam się pakować i jutro ruszam na Mazury świętować chciałam tym co tu zajrzą życzyć Radosnych Świąt! I szybkiej wiosny :) 


REMONT TRWA

Trzeci tydzień remontu trwa.
Raport: łazienka jest nowa, sypialnia wymalowana. Teraz salon i taras.
Moje zadania: 4 krzesła, stół, ława, stolik, półka wyszlifowane. Pozostały małe szczegóły do doczyszczenia ręcznego. 2 karnisze, 2,5 lampki również wyczyszczone, prawie gotowe do malowania.
A poza tym wyszlifowałam ze starej odpryskującej farby futrynę na tarasie i drzwi wejściowe.
A gotowe lustro wisi już w łazience. I jak dla mnie wygląda super.
Prace remontowe jeszcze trochę potrwają. A moje prace jeszcze pewnie będą się ciągnąć jak zamieszkam.
Nigdzie mi się nie spieszy, a z efektu i zaoszczędzonych pieniędzy jestem zadowolona.

    

    

Łazienka  była wyburzona do zera

A tak wygląda teraz

    

    

CIOCIA POJECHAŁA

Niestety wszystko co miłe się kończy i moja najfajniejsza Cioteczka pojechała do " zimnego kraju".
To były cudowne dwa tygodnie. W końcu miałam Ciocie na dłużej i mogłam nagawędzić się do woli.
Ciocia jest wspaniałą skarbnicą historii z czasów wojny, zabawnych anegdot i życiowych mądrości.
Nie tylko ja cieszyłam się jej obecnością. Moja córeczka, która praktycznie nie znała Cioci ( a w sumie to jej nie znała, bo widziała ją dwa razy i to jak miała rok a potem dwa lata) jest zauroczona Ciocią. Zawiązały niesamowitą komitywę i chwilami miałam scenki rodem z kabaretu.
Ciocia jest niesamowitą starszą damą, która potrafi znaleźć wspólną więź absolutnie z każdym, w każdym wieku.To niesamowity dar.
Córeczka tak się zżyła z Ciocią, że dziś podeszła do niej i zapytała się dlaczego jedzie, czy musi i czy niedługo przyjedzie.
Och to były super dwa tygodnie pełne radości i wsparcia.
Teraz niestety, muszę przetrwać tydzień sama z córeczką wystawiona na ataki chorej ..... polskiej sąsiadki.

Agatki prezent dla Cioci

niedziela, 24 marca 2013

Dzieci potrafią być pocieszne na maksa :)

Oj w ten weekend moje dzieci a zwłaszcza synek sprawiły, że uśmiech często pojawiał się na twarzy. Wczoraj postanowiłam wciągnąć ich trochę w robienie porządków. Tłumaczyłam, że trzeba poukładać i posprzątać bo niedługo się zgubimy w tym bałaganie. No i ja zbierałam zabawki na dole żeby je w końcu odnieść na górę na swoje miejsce a oni poszli zacząć segregowanie w swoich pokojach. Mała oczywiście więcej u siebie powyciągała niż poukładała za to syn segregował jak szalony. Siostra przyszła pomóc i tak nawet sprawnie się uporaliśmy z poukładaniem zabawek w różne pudła i pudełeczka a potem na półki. Powycieraliśmy kurze i odkurzyliśmy. Potem wzięliśmy się za łazienkę i inne pokoje. Zeszło nam kilka godzin ale robiło wrażenie. A wieczorem popadali szybciej niż szybko. Dziś o dziwo od dawien dawna chcieli bawić się u siebie. Powiedziałam,że jestem ciekawa jak długo będzie tak pięknie na co syn: zawsze bo ja będę pilnował porządku. No i rzeczywiście. Po każdej skończonej zabawie zarządzał sprzątanie :) Nawet kapy na łóżku nie pozwolił mi poprawić. A potem wpadł w trans. Poleciał po ścierkę i znowu zaczął kurze wycierać. Wypucował w swoim pokoju wszystko łącznie z szybami w drzwiach a potem pytał co może jeszcze posprzątać. Umyć nawet schody musieliśmy - cóż z tego że niedziela :) Nawet okna chciał myć ale powiedziałam mu, że lepiej poczekamy aż się cieplej zrobi. Choć w sercu w takich momentach robi się gorąco z miłości do tych moich pociech! Jesteście cudowni! :)

sobota, 23 marca 2013

WEEKEND W DOMU


Pogoda piękna, ale sil towarzystwu brak. Cioteczka zakatarzona. Z córeczka wczoraj pojechałam do szpital. Po tygodniu kataru, katar minął, ale pojawiła się temperatura i to wysoka. Rano dziecko z ledwością przełykało ślinę. Skąd angina nie wiem. Pogoda piękna, słońce cudne a temperatura ok 28 stopni.
No niestety pogoda nie jest antidotum na chorobę.
Szkoda tylko ze choroba odbiera siły do zwiedzania.
Ale mimo wszystko chorowanie w słońcu, przy otwartym oknie jest o wiele bardziej przyjemne niż w zimnie.
Nudzić w domu z córeczką się nie potrafię. W takie dni w ruch idą wszystkie zabawki i zabawy, na które normalnie brakuje nam czasu.

piątek, 22 marca 2013

Oby do świąt

... a po świętach mam nadzieję zaświeci słońce i człowiek powera dostanie. Bo jak na razie to nic z tego. Wszystko jakoś pod górkę. Nic nie wychodzi tak jak powinno. A dodatkowo poniosłam klęskę - "odwyk kawowy" nie wypalił. Nie dałam rady funkcjonować bez małej czarnej. Zresztą ostatnio jakoś ogólnie kiepsko mi się funkcjonuje. Ale zaraz Wielkanoc. Może tych świąt nie przechoruje jak Bożego Narodzenia i ostatniej Wielkanocy. Bo coś ostatnio co święta to mnie rozkłada. A ponieważ święta u dziadków to w domu generalne porządki rozpocznę po. Będą to porządki wszechobecne i mam nadzieję pomogą trochę ogarnąć mi wszystkie kwestie: domowe, życiowe i duchowe....

czwartek, 21 marca 2013

A U NAS UPAŁ

Do Polski wiosna nie chce przyjść, a u nas upal. Na tarasie wytrzymać nie można. Ciocia od 3 dni tylko popołudniem da się wyciągnąć na spacer. Niestety mimo pięknej pogody, towarzystwo mi się pochorowało.
Córcia w zeszłym tygodniu czwartek i piątek z katarem została w domu. Od poniedziałku było ok i wróciła do przedszkola. Dzisiejsza noc znów nie przespana. Temperatura ponad 39. Masakra. Ciocia tez zaczęła pokasływać i katarzy. Mam nadzieje, ze szybko się z tym uporamy.
Po raz kolejny stwierdzam, ze pogoda nie jest gwarancja na zdrowie.
Na dworze upal, ale w przedszkolu chłodno, przeciągi i dzieci siedzą na zimnych kaflach. A, zdarza się też, ze i z flukiem do pasa lata. A standard, ze rękawem wycierają nos.
Co zrobić, w domu zawsze jest najlepsza opieka.

środa, 20 marca 2013

Pierwszy dzień wiosny...

...tylko gdzie ta wiosna się podziała. Na dworze biało i mroźno. Ja już mam dość tej zimy. Ile można. Chcę słońca, ciepła, zieleni!!! Człowiek już się dołuje od braku promieni słonecznych. Ta zima jest długa, szara, bura i ponura. Żeby jakoś przetrwać postanowiłam dziś pójść na spacer i spojrzeć na zimę okiem mojego obiektywu. Pomyślałam, że może jeśli zobaczę jaka jest piękna to jeszcze chwilę będę w stanie jakoś z nią wytrzymać.






wtorek, 19 marca 2013

KIEDY TO MINĘŁO

Wczoraj mąż napisał: "Jutro już urodzinki naszej Dady. Ej Kochanie, kiedy te trzy lata minęły I gdzie jest nasz malutka Dada? Przecież mamy teraz już duża Dziewczynę. Ucałuj ja gorąco ode mnie i wytłumacz, że będziemy świętować jej urodzinki również po moim powrocie do domu."
No właśnie kiedy to minęło? Mi się wydaje, że jeszcze wczoraj przytulałam to maleństwo w szpitalu.
Dziś w spódniczce i kucykach wygląda jak dziewczynka, a nie jak dzidzia. A na prezent urodzinowy poprosiła o zegarek z Myszka Miki i hula hop.
Do prezentu doszły jeszcze baletki i lekcje baletu, ponieważ córeczka powiedział mamusia chce tańczyć. Cale życie marzyłam o tym
Ach czas leci za szybko, ale ciesze się, że mogę się starzec patrząc na moja córeczkę i przeżywając z nią te wszystkie wspaniałe chwile. Zycie bez dziecka jest bardzo ubogie.

I nawet robienie do północy słodkości dla dziecka nie jest uciążliwe. Wszystko by ta mała istotka była  szczęśliwa. I najcudowniejsza nagroda dla mnie to, jak córcia mówi Mama jesteś najfajniejsza Kocham Cie Fajny dzień  dziś  był.
Ach się rozczuliłam. Zbieram się. Córcia wystrojona, słodkości przygotowane, i paczuszki z niespodziankami dla przeczkolaków  również. Jedziemy na imprezkę do przeczkola. A po przeczkolu  córeczka ma ochotę jechać na plac zabaw, albo do do zoo i tam zrobić piknik z paczkami. Szalony dzień dziś będzie. Ale czego się nie robi dla uśmiechu dziecka.....

poniedziałek, 18 marca 2013

Inne planety......

...czyli chłopaki są z marsa a dziewczyny z wenus :) Dużo jest prawdy w tym, że to dwie inne planety, zupełnie inne światy. Wczoraj postanowiłam zrobić przegląd ciuchów wiosenno-letnich. I oczywiście mogłam się spodziewać, że mój syn nie będzie tym zupełnie zainteresowany. Ja z nim nawet nie chodzę butów do sklepu kupować bo i tak nie chce mierzyć. Biorę wkładkę idę i kupuję sama. A w domu czasem zdarzy się cud i mały przymierzy je nawet sprawnie a niekiedy pół godziny proszenia jest. Za to córcia - istny anioł :) Godzinę się przebierała, komplety sobie tworzyła i zero grymaszenia. Czasem nawet jest w drugą stronę. Ja już mam dość jej przebieranek :) Wyjmuje z szafy co się da i dawaj przebieranki :) A w sklepie buty to by mogła też mierzyć i mierzyć.
Albo z innej beczki. Syn to rano co wstaje za pilota łapie. I komputer też fajna rzecz czyli rośnie typowy multimedialny gość. A mała. Jeszcze 7 rano nie ma a ona za kredki i pyta: mamusiu pokolorujemy coś? A może farbkami? :)  
U fryzjera - on ciągle pyta czy długo jeszcze a ona ogląda w najlepsze siedząc na krzesełku lakiery do paznokci
Zupełnie odmienne osobowości :) Ale dzięki temu jest SUUUPPPPEEERRR ! :)

I tak właśnie pisząc ten krótki post wypiłam "pożegnalną" kawkę. Do świąt mały detoks. Za dużo już ostatnio jej wypijałam. A że nie potrafi ograniczyć się do jednej dziennie bo jestem uzależniona od jej zapachu więc czas na kilka dni odciąć się całkowicie. Za to jak w święta wypiję małą czarną po takiej przerwie to będzie prawdziwa rozkosz :)


niedziela, 17 marca 2013

GONITWA

Zaganiana, zapracowana, czyli tak jak lubię.
W skrócie: mam moją kochaną Ciocię, więc mam towarzysza do pogawędki i do zwiedzania. Córcia jest przeszczęśliwa i fantastycznie się bawi z Ciocią. Ciocia ma już swoje lata, ale mimo to werwy, radości i jasności umysłu jest w niej więcej, niż w niejednym młodym. I zawsze umiała się dogadać z każdym, w każdym wieku.
Córcia od czwartku została w domu, ponieważ jest podziębiona. Ale się fantastycznie bawi z Ciocią i wcale nie żałuje, że nie chodzi do przedszkola.
Ja rankami na 2,5 h biegnę na budowę szlifować meble. Raport: 2 stoły prawie całe wyszlifowane, 1 krzesło. Piszę prawie, ponieważ zostały detale do ręcznego szlifowania. Niestety w związku z niemiłą sytuacją z sąsiadką ( żoną sąsiada, który u nas pracuje), ja muszę się mocno śpieszyć.
Postanowiłam, więc wyszlifować wszystkie części, które mogę szlifierką. Muszę to też zrobić przed malowaniem. Potem jak już oni wyjdą, a ja zacznę mieszkać po matulku dokończę detale i pomaluje meble.
W związku z remontem rankami też ostatnio sporo jeździłam po sklepach budowlanych.
Popołudnia jednak były pełne relaksu w cudownym towarzystwie córeczki i Cioci.
W końcu udało mi się zobaczyć katedrę w Candelarii, piramidy w Guimar, pospacerować po stolicy.
Ale o tym napiszę później.
Dziś dzień odpoczynku w domu, bo towarzystwo zmęczone. A ja muszę ogarnąć mieszkanie i wiele innych zadań przed matką polką

piątek, 15 marca 2013

Ważny dzień a raczej noc :)

Tylko jeszcze nie wiem dla kogo ważniejszy :) Dla mnie czy dla synka. Pierwsza noc poza domem. Bez mamy. I to nie u dziadka i babci. Obiecałam synowi, że będę dzielna :) On pewnie świetnie się bawi a ja zapewne zbytnio się dziś nie wyśpię. Taka przymiarka do czasów przyszłych kiedy to nastoletnie moje pociechy będą wracały do domu coraz to później a potem już nie będą wracały na noc a potem się całkiem wyprowadzą. I co wtedy począć z tą ciszą w domu?! :) Ale to jeszcze wiele lat zanim taki stan rzeczy nastanie. Chociaż każdy mówi, że nastąpi to szybciej niż szybko :)

P.S. Już po :) Chłopak zachwycony. Pyta już o kolejne nocowanie :)

czwartek, 14 marca 2013

Imię dziecka

Dziś w radiu słuchałam przez chwilę audycji Zwolnienie z WF-u. Była akurat rozmowa o nadawaniu imion dzieciom. Rzekomo jest taki plan, że ma się zmienić to i owo i rodzice będą mieli wolną rękę jeśli chodzi o wymyślanie i nadawanie dzieciom imion. wypowiadał się też jakiś znawca sprawy, że przecież już teraz nie ma problemu, że jeśli imię nie jest obraźliwe to dziecko może stać się jego posiadaczem. A mi w tym momencie uśmiech zawitał na twarzy bo przypomniałam sobie pewną historię sprzed kilku lat. Zostałam świeżo upieczoną mamusią, leżę w szpitalu i patrzę na moją piękną kruszynkę gdy dzwoni telefon. Patrzę mąż. Odbieram i słyszę:
- Skąd wzięłaś imię dla córki
- Jak to skąd. Z kalendarza - odpowiadam
- Ale Panie w urzędzie pytają się jak ona ma mieć na imię.
- Na imię ma mieć Ada.
- Pani mówi, że nie ma takiego imienia. Już dwie debatują. Pytają czy to od Adrianny czy Adelajdy drobnienie.
- Powiedz im że ma być po prostu Ada. Że takie imię wybraliśmy dla córki.
Po zakończonej rozmowie mąż dalej "walczył" z Paniami u urzędzie. A te w końcu po kolejnych konsultacjach wpisały imię w papiery. Just Ada - jak ja to mawiam :) 
I podczas dzisiejszej audycji pomyślałam sobie, że może chciałam urazić córkę dając jej tak proste imię skoro takie zamieszanie z tym było.

środa, 13 marca 2013

Anomalie kuchenne...

...czyli pieczenie pierników przed Wielkanocą :) Niektórzy już śledzą książki kucharskie i różne blogi w poszukiwaniu przepisów na wielkanocne baby i mazurki a moje dzieci zarządziły pieczenie pierników. No i jak tu im odmówić kiedy oni uwielbiają to gniecenie ciasta i wycinanie kształtów. Oczywiście najbardziej uwielbiają jedzenie tych ciasteczek :)




Wiadomym jest że maksymalnie za dwa dni ich już nie będzie :) Zatem na święta jednak pomyślimy o mazurkach na Mazurach :)

Dziś wykrawaliśmy pierniki a wczoraj te same foremki służyły do wykrawania "kształtów" w ziemniakach żeby frytki nie wyglądały jak frytki - dzieci to mają pomysły :)

A poza tym to mroźno jest a ja już tak bardzo chcę wiosny, że dziś postanowiłam zapoczątkować zmianę wystroju i uszyłam pierwszą wiosenną poszewkę :) Trzeba zmienić trochę otoczenie może zima szybciej ucieknie.


wtorek, 12 marca 2013

Robię i dużo i nic...

Taki jakiś dziś dzień dziwny... Nic mi nie idzie... Skupić się nie mogę... Brak słońca i mróz...Jakoś nic się nie chce... Ten tydzień chyba już taki będzie....Wszystko robię po łebkach: wczoraj zaczęłam torebkę dla koleżanki bratanicy a dziś ją skończyłam. Zaczęłam też podkładki na stół dla mamy. Zostało mi trochę materiału po zielonych i fioletowych kapustach to je wykorzystam - a niech ma na zajączka :) No i też pikować zaczęłam wczoraj a kończyłam dzisiaj a lamówkę pewnie za kilka dni zrobię. Motyla męczę nadal ale chyba już jestem prawie zadowolona. Taka coś niezdecydowana na nic jestem. Mam nadzieję że szybko mi przejdzie :) Ale jest pewien plus tej sytuacji - nie szyję znalazłam czas na to żeby poprzebierać i porobić zdjęcia zalegających w coraz większą stertę prac plastycznych moich dzieciaków. Ale żeby nie było wrzucenie ich w odpowiednie miejsce pewnie mi zajmie kilka dni. Za to każdy podpisałam z imienia i z daty żeby za kilka lat jak im wręczę przy wyprowadzce wiedzieli kiedy byli takimi artystami :) No i w końcu zamówiłam materiał na plecak :) Wybierasz czerwony czy niebieski? Bo oczywiście mojej gwieździe też muszę uszyć co nie :) No i od jakiegoś czasu chodził za mną polar minky żeby małej uszyć kołderkę do przedszkola na leżakowanie i też takowy będę miała. Mała jak zobaczyła brata narzute ze Spidermanem stwierdziła że teraz jak już skończyłam to mogę jej uszyć z Hello Kitty. Ja na to że przecież ma już narzutę z wróżkami. Na co ona: no tak z wróżkami mam ale z Hello Kitty nie :) No więc może w ramach kompromisu zamiast narzuty będzie kołderka z kociakiem podszyta mięciutkim minky. Tylko kiedy to wszystko zrobić. Zaraz święta. A jeszcze jak szyłam podkładkę mamie to tak mnie ochota naszła co by skoczyć do ikei i kupić kilka kolorowych materiałów i uszyć dla nas podkładki jakieś radosne wiosną pachnąca. Może ktoś zna sposób żeby dobę wydłużyć? :)

NERWOWY WEEKEND

Weekend był dla mnie bardzo nerwowy. Na szczęście mam przy sobie córeczkę. To największe szczęście i moja miłość, najcudowniejszy skarb, jaki dostałam od męża. I gdy wszystko dookoła wydaje się być okropne, widok tej małej buźki, dotyk tych małych rączek i słowa " fajna jesteś mama, kocham Cię, fajny dzień dziś był" dodają mi siły i koją nerwy.

PRACOWITY PIĄTEK

Piątek, ach ten piątek. Niby to początek weekendu, ale u mnie piątki na Teneryfie są bardzo pracowite.
Wolne od lekcji, ale nie wolne od pracy. Tym razem nie sprzątanie mieszkania, ale robota w pyle. Córeczka do przedszkola, a ja pędem do domu: ogarnęłam apartament, wstawiłam pranie i pobiegłam na budowę.
Myślę sobie, ok mam 2h czasu i dużo do zrobienie. Gorąco jak na patelni. Wskoczyłam w stare krótkie spodenki, t-shert i zabrałam się za szlifowanie. Budzik oczywiście nastawiony. Jak każda dobrze zorganizowana mama, każdą minutę mam zagospodarowaną. Nie ma czasu na błądzenie w chmurach.
Plan na ten dzień wykonałam. Wyszlifowałam karnisz (te części, które dało się ręczną szlifierką. Reszta to ręczna robota wieczorami, kiedy dziecko śpi), płaskie powierzchnie ramy okiennej i kolejna lampka.
Czasu mało, ale i tak byłam z siebie zadowolona. Biegiem do domu doprowadzić się do czystości, spakować się i po dziecko do przedszkola.
Plan na popołudnie też intensywny- wyprawa na wulkan. Po ostatnich opadach szczyt El Teide był cały w śniegu. Miałyśmy nadzieję z córeczką, że porzucamy się śnieżkami. Trudno było ocenić stan śniegu z dołu, bo góra od kilku dni otoczona była chmurami. Zapakowałam więc ciepłe rzeczy, zabrałam córeczkę z przedszkola i popędziłyśmy w górę. Podróż była super. Niesamowite uczucie tak być w chmurze. Niestety śnieg już się stopił.
A tu jest więcej zdjęć http://podrozesroki.blogspot.com.es/


piątek, 8 marca 2013

Trochę nostalgii...

... a zaczęło się od bajki. Oglądaliśmy Tom & Jerry gdzie nagle mała myszka kładzie czarną winylową płytę na adapter. Syn pyta: a co ona robi? co to takiego?
Patrz jak to jest. On ma 5 lat, umie bez problemu uruchomić komputer i się nim posługiwać za to coś co dla nas było codziennością dla nich to już jakaś abstrakcja.

A ja pamiętam jak bajek słuchałam z magnetofonu szpulowego. Z jednej strony szpula z brązową taśmą a z drugiej pusta na którą przewijała się podczas słuchania taśma. Moja ulubiona: "Bracia Lwie Serce". Piękna opowieść. 

Zakup magnetofonu kasetowego pamiętam dokładnie. Kupiłam go po I Komunii Świętej - za wszystkie pieniądze jakie dostałam! Byłam oszołomiona. Mój własny radiomagnetofon! Swoją drogą jaka kiedyś jakość była - do tej pory jest sprawny. A możliwość nagrywania.... Pamiętam jak nagrywałam dobranocki z wieczorynek i potem mogłam słuchać ponownie. A to był rarytas biorąc pod uwagę że w tygodniu był Pan Tik Tak , w piątki Pankracy i tylko wieczorem wieczorynki. Nie to co teraz kanałów z bajkami mnóstwo a na nich bajki 24 godziny na dobę. 

U nas w domu pierwszy kolorowy Rubin zagościł jak już dawno do podstawówki chodziłam. 
Bajki się czytało albo puszczało z projektora. To był wspaniały czas. Wspólny czas. Bo nie włączało się bajki i nie miało dziecka z głowy tylko z nim się razem siedziało i się mu czytało.

A telefony. Kiedyś jak ktoś miał telefon stacjonarny w domu to był gość. A jak się dzwoniło to jeśli nikt nie odbiera znaczy że nie ma go w domu. A teraz telefony nawet w kościele ludziom w kieszeniach dzwonią. Wszędzie Cię dorwą. A spróbuj nie odbierać przez kilka godzin to już prawie po szpitalach dzwonią bo na pewno coś się stało. Człowiek czasem myśli że już nic nie można wymyślić ale pewnie na starość to jeszcze nie jedno nasze oczy zobaczą. Popatrzmy na telefony komórkowe. Kiedyś cegły a teraz miniatury komputerów. Pamiętam jak pierwsze mms szły w eter. Dla mnie jako inżyniera to już było coś. Technika! Ale minęła chwila i powstało 3G, wideorozmowy i wiele innych.

Boje się, że jak za te 20 lat wyruszę w wymarzoną podróżna przykład do Ameryki Południowej to już nic dziewiczego moje oczy nie zdążą zobaczyć... Ale mam nadzieję, że jednak gdzieś pozostanie świat, który nie dał się zwariować żeby Ci co zwariowali mogli się nim zachłysnąć.

W sumie to chyba czasy kiedy nowinek technologicznych było mniej wcale nie były takie złe. I wbrew pozorom pomimo tego, że w domu była Frania a nie pralka automatyczna a naczynia zmywało się ręcznie, ludzie mieli zdecydowanie więcej czasu, który poświęcali sobie. 

P.S. A nawiązując do dzisiejszej daty. 8 MARCA kiedyś celebrowany, dziś już trochę zakurzony a za 20 lat  tylko w encyklopedii historii dostępny będzie. Pamiętam jak dziś jak nawet sąsiad z goździkiem przychodził :) Mama obowiązkowo zawsze jakąś parę rajstop dostała :) Działo się działo.

Miłego wieczoru 

czwartek, 7 marca 2013

SPANISH PRACTICE

Dziś miała Spanish practice. Najpierw razem z Rachel zostałam zaproszona na kawę do sąsiadek.
Trzy hiszpanki mówiące równocześnie i szybko. Rozumiałam główny wątek rozmowy, ale szczegółów już nie. Na szczęście, pytania które skierowane były do mnie, były dla mnie w miarę zrozumiałe. Udało mi się więc, ali mieć ali jeść, moim łamanym hiszpańskim odpowiedzieć na pytania. Kobiety te, wpadły na genialny pomysł, byśmy częściej wpadały na kawę. Mogłabym wtedy więcej ćwiczyć hiszpański.
Nie wiem czy damy rade z Rachel, bo kawę  którą nam podały, była najgorsza jaką piłam w życiu. Dobrze, że podana była w małych filiżaneczkach. To była kawa z gęstą śmietaną i połowa filiżanki, to chyba cukier.  Takiego uklejka to ja nigdy nie widziałam. Och żałowałam, że poprosiłam kawę z mlekiem. Ohyda.
Kolejna próba moich sił z hiszpańskim była w sklepie.
Wczoraj z sąsiadem kupiliśmy bidet, ale po przywiezieniu do domu, okazało się że różnica bieli z wc i umywalką jest bardzo wyraźna. Co robić, trzeba było załadować ustrojstwo z powrotem do samochodu. Dziś z Agatka pojechałyśmy go wymienić. Udało się. Dogadałam się i mam bidet lepiej dobrany kolorystycznie.
Pewnie jeszcze nie jedno zadanie językowe mnie czeka, przy tym remoncie. Ale to dobrze, bo ostatnio mało ćwiczyłam mój hiszpański. Za dużo srok za ogon i brak niestety czasu na wszystko co bym chciała zrobić.


OBIAD

Dziś, a raczej to już wczoraj miałam meczący dzień. Niby nic konkretnego. Tu zawieźć, tam pojechać. Ale jakoś ten dzień mnie zmęczył. No niestety w tym miesiącu tak będzie, że trzeba będzie pojeździć od czasu do czasu po sklepach budowlanych.
No i jeszcze ten ból głowy. No nic, ale wole to co mam od czego innego. Odpadłam z córeczką. Po 1,5h przebudziłam się i dopiero jak wstałam uświadomiłam sobie, że ja w sumie to nie jadłam śniadania.
To znaczy przez cały dzień wypiłam 2 kawy z mlekiem, zjadłam jednego zbożowego batonika i jogurt.
W sumie to jak często bywa ze mną. Ja po prostu nie miałam czasu, a że nie mam poczucia głodu to w sumie też w ciągu dnia nie pamiętałam o jedzeniu.
Na szczęście moje skłonności nie przekładają się na zaniedbanie dziecka. Ona dziś w ogóle miała ochotę na jedzenie. Najpierw mleczko potem ziarenka słonecznika i orzechy nerkowca ( moja córeczka uwielbia ziarenka i orzechy. Czekoladę je z rzadka i to musi mieć na nią dzień- z czego ja jestem zadowolona).
W przedszkolu rogal z czekoladą i truskawki. W międzyczasie sucha bułka. Po powrocie zupka z makaronikiem, cała pomarańcza, no i mleczko na kolacje.
Kiedyś jak córeczka była mała to się denerwowałam, że nie chce jeść. Potem już dałam sobie spokój  Jej dieta ogranicza się do suchego pieczywa ew. z masłem, makaronu, rosołku z makaronem, kus kus lub kaszą ew pomidorowa ( ale nie za często) . Z warzyw: ziemniak, marchewka. Owoce: maliny, truskawki, pomarańcze (przemycone w plackach jabłko i banan, bo po wersji surowej boli ją brzuszek).
Mięso jest niejadalne, obiady w przedszkolu również.
Ale jak pisałam wyżej, jej jedzenie mnie już nie stresuje. Dziecko rozwija się dobrze, ma masę energii. A ja dopóki wyniki krwi są w normie jestem spokojna.

A wracając do mnie, to mimo, że nie jestem fanem jedzenia co do ilości, to na pewno jestem amatorem wszystkiego co nowe. Uwielbiam eksperymentować, próbować, bawić się jedzeniem. Uważam, że gotowanie to niesamowita frajda i przygoda. A poznawanie nowych dań i smaków, dostarcza mnóstwo wrażeń i emocji.
I myślę, że osoby które eksperymentują w kuchni i poszukują nowych smaków, kochają podróżować. Dla mnie podróżowanie i poznawanie nowych miejsc, jest nierozłączne z poznawaniem nowych smaków regionalnej kuchni.

środa, 6 marca 2013

Kilka srok za jeden ogon...

Nadal męczę narzutę synka. Szyłam i prułam, szyłam i prułam, potem pikowałam i w końcu zrobiłam pierwszą przymiarkę. Ale do końca jeszcze kilka tip topków :) Mała prezentacja :)


Poza tym dopracowuję haft tego motyla bo jakoś nadal coś mi nie leży. Właśnie przed chwilą powstała jego chyba piąta wersja :)


A do tego na kolację upiekłam batata :) No wiem dziwne zjawisko ja i eksperymenty w kuchni :) Ale koleżanka zapoznała mnie z tym rodzajem bulwy i okazał się przepyszny taki słodziutki a w przygotowaniu prostszy niż barszcz :) Tyle że jak na tak proste danie to cena egzotyczna :) Do tego gęsty jogurt grecki z przyprawami i pychota!


No i jak to w przyrodzie bywa różne anomalie się trafiają. Rodzice można rzec zwykłe pyry jedzą a dziecko zażyczyło sobie na kolację: kanapkę z szynką, kabanosa, popcorn i do tego mleko waniliowe. Ja mniejsze zachcianki w ciąży miałam :) No ale czegóż się nie robi dla swojej kochanej pociechy :)

Po za tym najważniejszy news dnia - WIOSNA! 11 stopni było! Bosko! Koło przedszkola jest pewna anomalia bo na dole prawdziwa wiosna a jak podchodzi się pod budynek pod górkę to środek lodowca :)
No a ponieważ wiosna się zbliża to czas na sezonową zmianę na głowie - teraz postawię na rudości :) 



ŚNIEG

Dziś rano przywitało nas cudne słonko i upał. Córcia w krótkich spodenkach pomaszerowała do przedszkola. Pogoda cudna, plażowa. 
Ale po ostatnich ulewach i wichurach na  El Teide  pozostał śnieg. I to sporo. Mamy nadzieję, że zostanie do weekendu i będziemy mogły z córeczką porzucać się śnieżkami.
To niesamowite. Na dole plaża i upał a na górze śnieg. I to na jednej wyspie w zasięgu godzinnego dojazdu.
Niestety dopadł mnie lekki ból głowy, chyba przez zmianę pogody.



wtorek, 5 marca 2013

SŁOŃCE

Dziś w końcu po prawie tygodniu deszczowym i pochmurnym, nareszcie przywitało nas słonko.
To słońce jest niesamowite. Jak tylko wita nas z rana od razu wszyscy mamy lepszy humor i więcej nam się chce.
Wiatr mocny wieje nadal, ale dobrze, bo odpędzi deszczowe chmury i trochę wysuszy nam taras.
Pewnie dziś wrócimy późno do domu. Bo jak jest słonko zawsze mamy plany spacerowe po przedszkolu.
Zapowiada się piękny dzień.

Motto do codziennego stosowania

"POWIEDZ DZIECKU,
 ŻE JEST DOBRE, 
ŻE UMIE, ŻE POTRAFI." 
Janusz Korczak

Sowa: PIĘKNE, PRAWDZIWE I BARDZO, BARDZO WAŻNE SŁOWA. TRZEBA TO POWTARZAĆ CIĄGLE. 
I JESZCZE " JESTEŚ DLA MNIE NAJWAŻNIEJSZY I KOCHAM CIĘ NAJMOCNIEJ NA CAŁYM ŚWIECIE"

poniedziałek, 4 marca 2013

CIĄGLE PADA

Co zrobić. Teraz to południe Teneryfy na pewno się zazieleni. Cały czas leje i wieje. Jak ktoś jest akurat tu na wakacjach, to pewnie klnie jak szewc....
My dziś z córcią sięgnęłyśmy do jednych z ulubionych naszych zabaw: klasy i odmalowywanie.
Dziś nie dzwonili z przedszkola, więc jutro chyba jest otwarte. Ale to okaże się jutro.
Ja z doskoku szlifuję lampę. Ale nie jest łatwa, bo jest wiele detali.
Dziś byłyśmy z córcią zobaczyć postępy w remoncie- kafelek w łazience już nie ma. Takiej fuszery to dawno nie widziałam. Kafle były fatalnie położone i to podwójnie. Niektórzy to mają pomysły.

DALEJ PADA

U nas kolejny dzień pada i wieje. Sztorm nie mija. Na szczęście mąż napisał, że doleciał do Afryki, więc jestem spokojniejsza.  Jak tak dalej będzie lało, to będę musiała kupić nam kalosze i sztormiaki.

Udało się :)

Po południu jak miałam już wsparcie a dzieci zeszły z mojej głowy i przerzuciły się na głowę taty to ja usiadłam do kompa. Chciałam zacząć projektować haft motyla. Motyl miał być czarno niebieski. Takiego wybrała sobie koleżanka :) Na wiosnę na niebieskie coś ją ochota naszła :)W naturze wygląda tak i nazywa się Papilio Ulysses:



http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:CRW_5380-11.jpg

A mój haft wygląda tak :) Znaczy tak wygląda zaprojektowany w komputerze a jak na żywo wyjdzie to sama umieram z ciekawości. Mam nadzieję że dobrze. Ale o tym przekonam się w poniedziałek może we wtorek. Już nie mogę się doczekać. A oto hafcik:


Według mnie prezentuję się pięknie :) Ale na real musimy poczekać. Zrobię go na jasnym filcu i może czarne wykończenia dam. Jeśli się dzieci nie pochorują bo coś zasmarkane są. No i wtedy akcja motyl odwlecze się w czasie.

Oczywiście nie była bym sobą gdybym nie pokombinowała jeszcze przy tym motylku :) Chciałam dodać trochę niebieskiego i w wersji ostatecznej prezentuje się tak:


Trochę foto źle mi wyszło bo trochę z jednej strony prześwietlone no ale zobaczymy jak wyjdzie efekt końcowy. Zmian już nie będzie bo już haftuję. O! I jest pierwsza strata w igle! Chciałam maksymalny możliwy rozmiar i za blisko tamborka i przy tak szybkiej prędkości poszło. Ale igła zmieniona i lecimy dalej. Mam tylko trochę stresa czy starczy mi czarnej nici bo czarnego tu sporo a ja mam niepełną szpulkę. No ale pożyjemy zobaczymy :)

DESIGN

No i tak na zakończenie mojego dziwnego, pracowitego i smutnego weekendu, efekt mojego pierwszego dzieła pod tytułem "furnitures transformations "

Na pierwszy ogień prób i zdobywania doświadczenia poszło lustro. Lustro wisiało w sypialni, ale ja bardzo lubię lustra w drewnianej ramie w łazienkach. Postanowiłam je więc przeprowadzić i trochę odświerzyć.





                              
                                   PRZED                                             PO

A na warsztacie obecnie jest lampa

HALLACA

Z dziwactw, które jadłam z mężem ostatnio to również Hallaca Wenezuela
Nie mogłam powstrzymać przeogromnej ciekawości i chęci spróbowania tej tak dziwnie wyglądającej paczuszki. Spytałam się pani w sklepie, czy wie jak mam to ugotować, ale powiedziała, że nie wie i nie wie co to jest.
No nic, ja byłam jednak ciekawsza. No i od czego mam internet?
Jak się okazuje Hallaca, to tradycyjna potrawa bożonarodzeniowa w Wenezueli. Niektórzy przygotowują ją jednak przez cały rok.
No co się dziwić, mama mojego męża bardzo często w ciągu roku piecze makowiec. Pierogi też jemy kilka razy w ciągu roku.
A wracając do Hallaci, to też bym ją robiła częściej. Jest smaczna. A co najważniejsze to, to "mulko z cebulka" można przygotować z resztek obiadowych.
Jedna z teorii Hallaci właśnie mówi, że niewolnicy zbierali resztki jedzenia ze stołu bogatych panów, zawijali wszystko razem w liście bananowca i gotowali w wodzie.
Inna teoria mówi, że wywodzi się od meksykańskiej Tamalas.

To co ja wysmakowałam w mojej hallace, to mięso z kurczaka, oliwki, rodzynki, papryka, mąka kukurydziana i chyba pomidory. Smak był lekko słodkawy i kwaskowy. Moim zdaniem bardzo smaczne.
Trochę mi to przypomina kaszę kus kus wymieszaną z sosem warzywnym i kurczakiem.
Przepis tu: http://smakisowy.blogspot.com.es/2013/03/hallaca.html


niedziela, 3 marca 2013

MANIOK C.D


Wracając do wczorajszej kolacji. Maniok ugotowałam jak ziemniaki w osolonej wodzie. I faktycznie w smaku przypomina słodkiego ziemniaka. Mi jednak znacznie bardziej smakuje usmażony na oleju jak frytka.
Ale krótko mówiąc- nie ma szału. Oczywiście to subiektywna moja opinia.
Więcej o manioku napisałam tu http://smakisowy.blogspot.com.es/2013/03/maniok-lub-juka.html
PO UGOTOWANIU
PO USMAŻENIU 
SUROWY

SZTORM


No co zrobić, w Polsce daleko do wiosny. A u nas jakieś anomalie pogodowe. Już czwartą noc leje. W dzień są przelotne opady. Słońce też się chyba na nas pogniewało.
Od popołudnia pogoda osiąga apogeum i mamy teraz mega sztorm. Siedzę, patrzę za okno i zastanawiam się, w którym momencie lampa, która oświetla ulice i co jakiś czas gaśnie, złamie się.
Mąż dziś wylatywał do pracy. Jego samolot załadowali, ale część lotów odwołano i dużo było opóźnionych. Czekam na wieści od niego... Przedszkola i szkoły jutro, w związku z pogodą, są pozamykane.
To mnie trochę śmieszy. A może to właśnie jest normalne, tylko w Polsce przeginają. Nie wiem.
Ja w każdym razie nie pamiętam, żebym z powodu sztormu, ulewy, śniegu albo zimna nie poszła do szkoły lub pracy.
Pamiętam nawet, jak kiedyś miałam dyżur w Nowy Rok. Było strasznie zimno. Autobusy i tramwaje nie jeździły z powodu mrozu. Ale ja i tak musiałam się dostać na drugi koniec miasta do pracy.
Na szczęście taxi mnie dowiozło. Stawiłam się na służbie i pracowałam za darmo, bo ten dzień pracy kosztował mnie taxi. Co robić- życie.

SZTORM

SŁOŃCA BRAK




Do wiosny daleko...

Wróciliśmy niedawno ze spaceru. Plan był taki: hulajnogi i karmienie kaczek w parku. Hulajnogi zaliczone ale karmienie kaczek nie powiodło się. Wszystkie ptaki co do jednego najedzone jak bąki po wodzie pływają a dookoła pływa mnóstwo chleba. Wszyscy widać chcieli dobrze zrobić kaczuszkom no i kaczki przedobrzyły w tym obżarstwie tak że z tydzień na chleb nie spojrzą. 
Jak w temacie do wiosny strasznie daleko. Niby termometr wskazuje czasem nawet 6 stopni ale wicher wieje taki że ma się wrażenie że jest 0 a do tego słonko schowane i nie grzeje. Ale tlenu troszkę złapaliśmy :)
Przesyłam Wam kilka fotek z naszej zimnej Polski.

           
Obżarte kaczuszki :)
Wodospad nie zamarzł :)
W poszukiwaniu słońca :)
Woda skuta jeszcze lodem 
Nie da się ukryć że niecierpliwie wypatrujemy wiosny.

sobota, 2 marca 2013

Ratunku!!! Skąd te dzieci mają tyle energii !!!

JUKA LUB INACZEJ MANIOK

Jeszcze nie śpię. Korzystam z ciszy, ale pewnie za chwilę odpadnę, bo po piątkowym szaleństwie jestem zmęczona. Patrze za okno i nie mogę uwierzyć. Trzecią noc pada. Normalnie jakieś anomalie pogodowe.
Jeszcze troszkę i z Teneryfy zrobi się dżungla. Hi, hi

Siedziałam i szukałam w sieci pomysłu. Kolega kupił owoc Juki i nam zostawił. Ja muszę wykombinować, co można z niej upichcić. Już wyczytałam, że nie je się jej na surowo, i że jedna z dwóch odmian jest trująca, bo posiada spore ilości cyjanku. No nic, bulwa manioku została kupiona w hipermarkecie, wiec mogę mieć nadzieję, że po zjedzeniu jej przeżyję.
Uciekam. Jak zjem maniok to napiszę co z niego zrobiłam i jak smakuje.


piątek, 1 marca 2013

PODSUMOWANIE PIĄTKU

Krótki podsumowanie mojego wolnego dnia.
Najpierw wysprzątałam apartament. Dwie pralki prania schną.  A po przeglądzie lodówki, kolejną część dnia spędziłam w kuchni. Dużo jedzenia, nic konkretnego, wszystkiego po troszku i po kawałku. I wszystko nie może czekać na zjedzenie.
No więc, z mojej lodówki wyszła mi dziś pizza. Przepis jest prosty: 2 gotowe spody ( bo po kilku nieudanych próbach robienia ciasta z suchych drożdży już nie ryzykuję) sos pomidorowy. I reszta, to co miała lodówka: kilka plasterków salami, 4 rodzaje sera, oliwki, papryka, por, pieczarki. No i kilka papryczek z wczorajszego obiadu. Gotowe!
I ta resztkowa pizza była przepyszna. Zwłaszcza, że zjedzona po wyszlifowaniu lustra.
Razem z wrzucaniem kolejnych resztek na pizze, robiłam obiad na jutro. Leczo, stoi gotowe i przegryza się. Każdy z nas wie, że leczo tak jak bigos, najlepsze jest na drugi dzień.
Ach, zapomniałam jeszcze o rosołku, który również się gotował w tym samym czasie dla mojej córeczki.



Wracając do lustra. Zdążyłam w końcu usiąść z myślą, gdzie są moje szczęścia, bo nie wiem czy już grzać piekarnik, jak zadzwonił telefon. Maż był w nowym apartamencie i chciał bym przyszła zobaczyć szlifierkę. Jak zaczęłam szlifować, to tak mi się zabawa spodobała, że nie mogłam skończyć.
Lustro jest już oczyszczone i czeka na pomalowanie.

To był pracowity dzień. A jutro się zapowiada bardzo ekscytująco. Już nie mogę się doczekać, aż będę malować lustro. Chyba jestem nienormalna. Faceci stukają się w głowę, mówiąc że to strasznie dużo roboty i że taniej kupić nowe. A ja jestem podekscytowana, że mogę coś przemienić. I. że w domu będą elementy przetworzone przeze mnie.
Na pewno mam nie po kolei ... ,  bo niejedna osoba mając pod nosem basen i słońce wolałby leżeć na leżaku, a nie wdychać pył opary i lako bejcy.


Coś z czegoś innego

Wspomniałaś dziś że masz zamiar zabrać się za zrobienie lustra do łazienki. Super pomysł!! Ogromna frajda stworzyć coś co zdobi potem nasz dom i cieszy dodatkowo oko. 
Ja mam małą wprawę w tzw przemianie mebli. Tylko to jest czasochłonne i brudne zajęcie. Najpierw trzeba znaleźć jakiś "staroć" a potem oczyścić, wyszlifować i dokładnie pomalować. Ja w te wakacje miałam przyjemność zrobić sobie dwa stare-nowe mebelki.
Najpierw zabrałam się za małą szafeczkę bo mi czegoś na mojej pomarańczowej ścianie brakowało. Kupiłam ją za grosze i wyglądała tak:


Wyszlifowałam ją do surowego drewna - bo na szczęście była stara i drewniana a nie z płyty. Potem pomalowałam farbą do mebli w kolorze mlecznej czekolady. I ten etap był najdłuższy bo to już kilka dni malowania w między czasie. Po nałożeniu dwóch warstw i wyschnięciu zawoskowałam ją jeszcze bezbarwnym woskiem. Dzięki temu pomimo użycia zwykłej farby a nie lakierobejcy szafka nabrała połysku no i ochrony. A prezentuje się obecnie tak choć uważam osobiście że w realu zdecydowanie lepiej niż na zdjęciu :)


Bardziej czasochłonna była moja "witryna". Od jakiegoś czasu chodziło za mną zdobycie starej skrzyni od zegara stojącego i zrobienie z niej witrynki na moje jakieś skarby. No i w te wakacje los się do mnie uśmiechną i na Jarmarku Dominikańskim zdobyłam za grosze takie cudo :) Niestety nie mogę pokazać jak się mój chłop ( tak tak bo to chłop bo ma płaską górę , baby mają uwypuklenie :) ) prezentował przed zmianami bo fotki nie mogę zlokalizować. Tu już było trzeba włożyć troszkę więcej pracy bo chłop datowany na lata 40 zeszłego wieku. Zjedzony trochę od spodu przez korniki ale ona już się dawno wyprowadziły. Do niego ze szlifierką zbliżyć się nie mogłam bo bym go strasznie oszpeciła. Zostało ręczne czyszczenie i szlifowanie w miejscach które tego wymagały. Potem przejechałam go ciemną lakierobejcą - trzy warsty dostał. Oj zajęło mi to czasu ale warto było. Mam teraz wspaniałą biblioteczkę na moją inna pasję - wnętrza :) Lśni staruszek i cieszy me oko :)

           

Jak się chce to naprawdę można wyczarować cudeńka. Ale trzeba się liczyć że trochę czasu to zajmie zwłaszcza robione z doskoku.

Co do lustra to nie wiem jaki masz pomysł ale ja bym przerobiła jakąś grubą ramę. Najlepiej kupiła gotową grubą surową drewnianą. No i opcja pierwsza - robisz na niej wybrany decoupage i na koniec lakierujesz bezbarwnie bo w końcu w łazience ma wisieć. Druga opcja to zagruntować drewno i potem na klej do kafli jakąś mozaikę z kamieni nadmorskich zrobić, potem pomalować te kamienie i też zalakierować. Ale nie śmiem wątpić że u Ciebie w głowie coś już tam wykiełkowało tylko do roboty zabrać się trzeba :)