Niestety planów nie mieliśmy konkretnych, a pomysłów zbyt wiele. No i córeczka nie zaakceptowała naszego pomysłu.
Koniec końców mieliśmy romantyczny, ale pracowity dzień w nowym apartamencie.
Cieszę się, bo to był owocny dzień. I z każdym takim dniem zostaje coraz mniej do zrobienia. I coraz milej do mieszkania. Mieszkanko jest odnowione, czyściutkie i nabiera coraz więcej miłego, takiego naszego osobistego charakteru.
Córeczka początkowo nas nie odstępowała i pomagała w malowaniu. Ale w końcu, gdy nabrała pewności, że jej nie znikniemy, postanowiła część dnia spędzić na zabawie z dziatkami.
A na kolacje, rozpusta dla podniebienia. Moje ukochane naleśniki ze szpinakiem i sosem pieczarkowym.
Dziś plan dnia również napięty. Razem z mamą mojego męża umówione byłyśmy na herbatkę u Rechel.
Pogoda była piękna i czas spędzony w ogrodzie z widokiem na ocean cudowny.
Córeczka miała iść do przedszkola, ale w końcu po dwukrotnym zwymiotowaniu pojechała do cioci i bawiła się z pieskiem Kiko.
Nie była w ogóle zmartwiona, że nie zostanie w przedszkolu. Generalnie cały dzień była taka nieokreślona. No cóż, czas pokaże co się z tego wykluje.
A na kolacje? Pyszności! Obiad typowo Kanaryjski: królik ( robił tata), papryczki i ziemniaczki. No i oczywiście czerwone winko.
KRÓLIK |
SURÓWKA Z BURACZKÓW |
PAPAS ATUGADOS |
PIMIENTOS PARDONE |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz